niedziela, 24 lutego 2013

"Twoja mama powiedziała"



^Victoria^
Nie wiedział co powiedzieć. Stał tak tylko, wpatrzony we mnie. Gdzieś za sobą usłyszałam kroki pozostałych. Musieli wyjść z domu na zewnątrz. Może Louisa ich zawołała?
Nagle poczułam, że Liam mocno mnie ściska. Zdałam sobie sprawę, że właśnie przyjął do wiadomości fakt, że przypomniałam sobie wszystko. Odwzajemniłabym gest, jednak moje ręce były uwięzione gdzieś tam między moim ciałem, a jego.
A ja czułam spokój. Spokój i ulgę, tylko to. 

- No dobrze, ale co teraz? - zapytałam patrząc na przyjaciół. Siedzieliśmy właśnie w ich kuchni. Była dość duża i jasna. Ciemne meble idealnie kontrastowały z kremową ścianą. W całym pomieszczeniu pachniało pomarańczą. Było to oczywiście sprawką Nialla, który obierał owoc w kącie.
- Twoja mama powiedziała, żebyśmy wyjechali. - powiedział Harry. 
Zatkało mnie.
- Jak to, wyjechali? - wyjąkałam powoli.
- Do Londynu. - sprostował Zayn, zanim Hazza zdążył cokolwiek dodać.
Nie wierzyłam w to. Że co, mieliby wyjechać zostawiając mnie i Louisę samą? Teraz? W takim momencie? Halo, ludzie, pobudka! Właśnie o mały włos nie zostałam zabita przez jakiegoś psychola! Nie możecie wyjechać!
- Nie możecie wyjechać! - wykrzyknęłam swoje myśli. "Głupia" - skarciłam się w myślach. Chłopcy spojrzeli na mnie dziwnie.
- Jak to? - Louis zmarszczył brwi - Nie chcesz jechać?
- Ja nie chcę jechać? - spojrzałam na niego pogardliwym spojrzeniem – To wy przecież chcecie wyjeżdżać.
Niall parsknął śmiechem w swoim kącie. Nie miałam pojęcia co w tym zabawnego. 
- Ale przecież wy jechałybyście z nami! - wykrzyknął również rozbawiony Harry.
- My? Do Londynu? - tym razem to ja wybuchłam śmiechem - Proszę cię, moja mama na to nie pozwoli.
- Już wszystko załatwione. - szepnęła Louisa, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Nasi rodzice się zgadzają. Decyzja należy do ciebie.
W kuchni zrobiło się cicho, a ja poczułam, że wszyscy na mnie teraz patrzą. Zrobiło mi się okropnie głupio. Nie lubiłam, gdy jakaś ważna decyzja należała do mnie. Widziałam, że Louisa bardzo chce jechać. Co jeśli powiem, że nie jadę? Czy ona też zostanie? Czy może raczej pojedzie zostawiając mnie tutaj? Chyba bym tego nie przeżyła...
A chłopcy? Im to pewnie obojętne. Ale przecież to dla mojego bezpieczeństwa chcą wyjechać, tak? Poświęcają swój nowy dom, żebym ja mogła spokojnie spać. 
Tylko co z Lucy? Co z mamą? Mam je tu zostawić? Przecież nie wytrzymam bez Lucy, mimo tego, że uważam ją za wnerwiającego bachora. Mama może by sobie poradziła, ale co jeśli ten psychol zrobi wielki come back i tym razem uweźmie się na nią? Mogłabym ją wziąć ze sobą. Ale ona na pewno nie pojedzie. Nie ruszy się z kraju, nie ma takiej mowy...
- Tylko wtedy, jeśli Lucy pojedzie z nami. - wypaliłam w końcu.
- Ależ oczywiście, że pojedzie! - wykrzyknął Zayn. 
- Czyli załatwione, wyjeżdżamy do Anglii! - Louisa podskoczyła uradowana i podbiegła do chłopców, żeby uwiesić im się na szyi.
- A co z mamą? - zapytałam tępym głosem przerywając tą pełną radości chwilę.
- Przeprowadzi się do Włoszech. Poznała bardzo miłego faceta, Fabricia. Na pewno ci go przedstawi. - uśmiechnął się ciepło Louis.
Poznała kogoś? To wspaniale! Od czterech lat siedziała zamknięta w sobie, odizolowana od świata zewnętrznego. Nie chciała nawet słyszeć o mężczyznach. Ten Fabricio musiał być naprawdę wyjątkowy, skoro mama zechciała się z nim poznać. Ba, mało poznać - chciała z nim zamieszkać! Poczułam, że właśnie od tej chwili, moje życie się zmieni. Być może na lepsze...?


Dokładnie pięć dni potem, stałam na zatłoczonym lotnisku. Na głowę miałam zarzucony kaptur, na nosie okulary przeciwsłoneczne. Na około kłębiły się tłumy paparazi, którzy bombardowali naszą grupkę fleszami. 
Jacyś fani podążali za nami od samego wejścia co i róż coś pokrzykując. Chłopcy natomiast starali się ich ignorować. 
Louisa szła tuż obok mnie. Ja za rękę trzymałam wielce podekscytowaną Lucy, która świergotała coś do Klary, kuzynki Lou.
- Tutaj, chodźcie tutaj. - potężny ochroniarz wprowadził nas do jakiegoś pustego pomieszczenia - Będę pilnował wejścia. Macie 10 minut.
Tak... Właśnie ten moment przerażał mnie najbardziej. Bałam się pożegnań, nie lubiłam ich.
- Córciu... - mama położyła mi rękę na ramieniu, a ja spuściłam wzrok w podłogę. Nie wiedziałam co mam mówić. Nie wiedziałam co robić. Myślałam tylko o tym, żeby było już po wszystkim. 
Mama wzięła mnie w objęcia i pogłaskała po głowie. Po chwili wahania, ja też ją uścisnęłam. W końcu prędko się nie zobaczymy.
- Uważaj na siebie. - stęknęłam przełykając wielką gulę, która siedziała mi w gardle. I kto to mówi... Córka do matki? Która jest dorosła. 
- A ty do mnie dzwoń. - uśmiechnęła się do mnie mama.
Pokiwałam tylko głową na znak zgody. 
- Lucy chce się z tobą pożegnać. - podsunęłam młodą bliżej mamy, a sama od niej odeszłam.
Zerknęłam na Louisę, żegnającą się z rodzicami. Miedzy nimi była zupełnie inna relacja, niż między mną a mamą. Louisa mówiła swoim rodzicom wszystko, ja prawie wszystko ukrywałam. Bolało mnie to, ale w głębi serca wiedziałam, że tak jest lepiej. Mama i tak miała własne problemy.
Poczułam uścisk na przedramieniu. Automatycznie się odwróciłam. Za mną, stał opalony, bardzo przystojny mężczyzna. Zdążyłam go już poznać. Fabricio.
- Opiekuj się mamą. - mruknęłam szorstkim głosem. Może nawet trochę za szorstkim...
- A ty uważaj na siebie. - Fabricio uśmiechnął się przyjacielsko. – No i baw się dobrze.
I ku mojemu zdziwieniu, facet, którego znam nie cały tydzień, przytulił mnie na pożegnanie. I nie powiem, że to minie pasowało. Wręcz przeciwnie, ucieszyłam się, że darzy mnie sympatią.



Trelelele, o to kolejna notka! :D Jak wam się podoba? Starałam się, serio. W następnej notce moooże pojawi się nowa postać, no i oczywiście "Welcome London!" ^^
Zażalenia składajcie mi w komentarzach. Proszę, żeby każdy kto przeczyta, niech skomentuje: to dla mnie ważne - motywuje mnie do pisania! :D
No i oczywiście Massive thank you dla Ani, Milki i Karoliny, które czytają to z cierpliwością… >.<

czwartek, 21 lutego 2013

"Pożar" + wiadomości ♥

 ^Victoria^
Kolejne dwa dni minęły mi bardzo szybko. Zdążyłam sobie jednak przypomnieć wiele krótkich scenek, jakby wyrwanych losowo z filmu. W dalszym ciągu nic o nich nie wspomniałam moim towarzyszom, którzy zmieniali się jak w kalejdoskopie. Jednak była jedna osoba, która od czasu mojego przebudzenia nie ruszyła się z mojej salki ani na chwilę. Była nią Louisa. W ciągu tych dwóch dni przypomniałam sobie, że darzyłam ją wyjątkowym uczuciem i było to coś więcej niż znajomość.
Dowiedziałam się też, że nieprzytomna leżałam ponad 2 tygodnie. Na początku trudno mi było mi w to uwierzyć, ale po potwierdzeniu tego faktu przez Liama, wreszcie przyjęłam to do wiadomości. Sama nie wiem czemu akurat jemu uwierzyłam. Poczułam gdzieś w głębi, że mogę mu ufać już w pierwszych chwilach po obudzeniu.
Trzeci dzień po odzyskaniu przytomności. Spojrzałam na ekran telefonu, który powiadomił mi, że jest godzina 12:40. W salce aktualnie siedział tylko Harry i Louisa oczywiście. Zajadali się słodkimi winogronami, które chłopak kupił na straganie nieopodal szpitala. Rozmawialiśmy właśnie o grze w karty, gdy do pomieszczenia wparowała jakaś dziewczyna. Po minie Louisy wywnioskowałam, że się znają.
- Klara! - wykrzyknęła właśnie przepychając się między moim łóżkiem, a stołkiem Harre'go do nowo przybyłej. W skutek tego, Hazza wylądował na posadzce. Z trudem powstrzymałam wybuch śmiechu spoglądając na Lousię, która ignorując pełne wyrzutów spojrzenie chłopaka, uściskała tamtą.
- Hej. - dziewczyna odwzajemniłapowitanie.
- Tori, to jest Klara. Pamiętasz? - dziewczyna uśmiechnęła się wskazując ręką na Klarę - Jej rodzice wyjeżdżają do Bułgarii, dlatego od wczoraj Klara mieszka u mnie.
- Tak, miło mi cię poznać. - mruknęłam do niej cicho. Chciałam sprawiać wrażenie miłej. Bo jeśli rzeczywiście znałam ją przed utratą pamięci, to może się lubiłyśmy? Nie chciałam jej do siebie zrazić.



- Victoria... - wielki kalafior zawołał mnie wychylając się zza kaktusa. 
- Co? - zapytałam idąc w jego stronę.
- Victoria.. - powtórzyło warzywo łagodnym głosem.
- No co? - tupnęłam nogą zirytowana. Przecież daję mu do zrozumienia, że chcę go wysłuchać, a on nic nie mówi. 
- Victoria! - kalafior nagle znalazł się tuż przy mnie i trącił mnie w ramię.
- CZEGO?! - wydarłam się otwierając oczy. 
Leżałam na łóżku. Nade mną stał pochylony Louis ze zdezorientowaną miną. 
- Wszystko ok? - zapytał uważnie mnie obserwując.
- Tak. Po prostu śniłeś mi się jako wielki, okropnie wkurzający kalafior, nic więcej. - mruknęłam spokojnie, na co Louisa oparta o barierkę mojego łóżka, parsknęła zduszonym śmiechem.
- Czego chcecie, że śmieliście mnie obudzić? - zapytałam jak najbardziej groźnym głosem. No bo kurcze po co mnie budzą? Już nawet pospać sobie człowiek nie może w spokoju?
- Co ty taka skwaszona? Powinno cię to cieszyć! - podskoczyła ucieszona Louisa.
- Wypisują cię, kochanie. - zaćwierkał Louis przesłodzonym tonem. Rzygać się chce.
Już miałam mu się odgryźć za ten jego ton, ale nagle mi coś zaświtało. Wypisują? To znaczy, że wrócę do domu? Nareszcie! Mimo tego, że nie pamiętałam domu, od mojego przebudzenia tylko o nim marzyłam. Miałam nadzieję, że dzięki niemu coś sobie przypomnę. Coś, co jest naprawdę istotne.
Wyskoczyłam z łóżka i uścisnęłam przyjaciół - no bo chyba mogłam ich tak nazwać. 
- Ale... Gdzie reszta chłopców? - zapytałam rozglądając się po sali.
- Już na miejscu, czekają na ciebie. Ubieraj się. - powiedział Louis już swoim całkowicie normalnym głosem i wyszedł, żeby zostawić mnie w sali tylko z Louisą.

Do domu zawiózł nas Louis. Nie wiedziałam że ma prawo jazdy. Co ja gadam. Praktycznie nic o nim nie wiedziałam...
Podróż minęła szybko i miło. Louisa wciąż coś trajkotała, ale nie przeszkadzało mi to. Louis natomiast siedział cicho skupiony na drodze. Co jakiś czas tylko, zaśmiewał się z jakiegoś bezsensownego zdania
dziewczyny.
Dom pod którym zaparkowaliśmy był niesamowicie wielki. Nie pamiętałam go, ale nawet nie spodziewałam się że kiedykolwiek mieszkałam w czymś tak pokazowym.
Nie czekając na oklaski wbiegłam do środka. Kilka uścisków wymienionych z chłopakami, kilka pytań na temat tego jak minęła podróż i jak wypadły wyniki mojego ostatecznego bilansu.
- A teraz zaprowadźcie mnie do mojego pokoju! - wykrzyknęłam radośnie, oczekując, że Louisa pogna w stronę wspomnianego pomieszczenia, swoim skocznym krokiem. Nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie – w salonie zrobiło się cicho. 
- Halo? - pomachałam im ręką przed oczyma - Nie pamiętacie już? Zapomniałam gdzie jest mój pokój, zapomniałam jak do niego dojść! Więc byłabym wdzięczna, gdyby ktoś mi przypomniał. – uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam.
- Ale Vica... - usłyszałam cichy głos Harrego - Ty nie masz własnego pokoju.

^Liam^
- Jak to kurcze nie mam? - zapytała zdezorientowana - Przecież tu mieszkam tak?
- Nie Tori... - szepnęła nieśmiało Louisa - Nie mieszasz tu.
- Jak to kurcze nie?! - krzyknęła przerażona. Wiedziałem, że od początku powinniśmy jej powiedzieć prawdę. 
- Spokojnie, mała. - Zayn położył jej rękę na ramieniu starając się ją uspokoić. - Zaraz ci wszystko wyjaśnimy.
- Nie! - wrzasnęła strącając jego dłoń - Nie chcę wyjaśnień, chcę do domu!
Z jej oczu pociekły łzy, a ja poczułem w sercu ból. Ból nie do zniesienia. Nie mogłem patrzeć jak cierpi. 
Dziewczyna puściła się biegiem w stronę drzwi.
- Poczekaj, Victoria! - chwyciłem ją za nadgarstek. Sam nie wiem czemu to zrobiłem. Głupi ja. - Jaa.. Wszystko ci wytłumaczę.
I nie zwracając uwagi na miny chłopców, pociągnąłem ją na dwór.

^Victoria^
- Widzisz to tam? - Liam pokazał w kierunku góry spalonych desek i popiołu.
- Tam mieszkałaś. - dodał kiedy lekko kiwnęłam głową. 
To chyba jakiś żart. To były zgliszcza. Ja miałam tam mieszkać?
- Co... Co się stało? - zapytałam przełykając łzy.
- Pożar. - usłyszałam łamiący się głos Louisy, która pojawiła się, diabeł wie skąd.
- Jak to pożar? - zapytałam przygaszonym głosem.
- Mężczyzna który cię postrzelił, podpalił dom, żeby pozbyć się wszelkich śladów. Strażacy zdążyli cię stamtąd zabrać, zanim twoje ciało się zapaliło. - Liam potarł moją dłoń.
- Czemu mi nie powiedziałeś? - zapytałam chyba trochę za ostrym tonem. 
- Nie chcieliśmy cię narażać na dodatkowy stres. – wymamrotał skruszony chłopak.
- Narażać mnie na stres?! - wrzasnęłam wściekła już nie powstrzymując łez. Co oni sobie myśleli?! Że zachowają w tajemnicy fakt, że mój dom stanął w płomieniach?! 
- Wiem. - Liam obrócił mnie twarzą do siebie, prawie zmuszając mnie do tego, żebym na niego spojrzała. - Przepraszamy.
Już miałam się odwrócić. Miałam uciec gdzieś daleko, tak daleko, że już nikt mnie nigdy nie znajdzie.  Ale nie zrobiłam tego.
Spojrzałam w jego ciemne oczy. Poczułam dziwny ucisk w płucach. Moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Co się ze mną działo?! Nagle cały świat zawirował. Zobaczyłam swoją przeszłość.
Zobaczyłam Lucy, mamę, Louisę, nawet tatę. Zobaczyłam zabawny kapelusz przyjaciółki, koszyk ciastek, które tak smakowały Niallowi. Zobaczyłam goniącego nas mężczyznę i blondynkę której dom, dał nam schronienie przed psycholem. Zobaczyłam dom. Dom, który jeszcze wtedy był piękny. Który dawał mi szczęście i bezpieczeństwo. 
A wszystko to pokazały mi oczy tego chłopaka, którego w gruncie rzeczy tak mało znam. A mimo to, nazywam go przyjacielem.
- Ja... - bąknęłam próbując przypomnieć sobie ludzką mowę - Wszystko pamiętam.



No tak, więc jak widzicie zakończyłam na dziś xd
Nie wiem kiedy pojawi się następna notka, bo teraz będę miała trochę mniej czasu na pisanie. 
Otóż od tygodnia mieszkam w internacie, w Warszawie, a wiecie jak to jest w internacie. W weekendy jeżdżę do przyjaciółki lub cioci, która mieszka w moim starym mieście, więc myślę, że w weekend coś napiszę :3
Wiem, że jest trudność w połapaniu się między Louisem, a Louisem xd Przepraszam za to, ale musicie sobie jakoś radzić xd

+ ogłoszenia parafialne xd
Jeśli ktoś jeszcze nie wie, dziś w nocy pojawił się teledysk do One Way Or Another, piosenki która promuje udział One Direction w akcji "Red Nose Day". Teledysk był kręcony między innymi w Japonii, Londynie i GHANIE! :)
Tu jest  >>LINK<<  :)

Druga sprawa, to Brit Awards 2013! ^^ 
Chłopcy nie wygrali w kategorii najlepszej Brytyjskiej Grupy, ale dostali statuetkę za Globalny Sukces, za co należą im się ogromne brawa! :)
To jest link do wywiadu, który odbył się za kulisami, po tak zwanych "after party". Dziwne zachowania chłopców są usprawiedliwione tym, że byli już nieźle wstawieni xd

wtorek, 12 lutego 2013

"Strzępki"



^Liam^
Łzy stanęły mi w oczach. Nie pamiętała mnie, nie pamiętała nikogo.
Sięgnąłem po telefon chcąc zadzwonić do jej mamy i poinformować ją o sytuacji. Pomyślałem jednak, że najpierw zawołam lekarza, który oceni stan dziewczyny.
Już za chwilę do sali weszła młoda blondynka o długich, prostych włosach. Na początku myślałem, że to tylko pielęgniarka, ale okazała się być bardziej doświadczona niż wyglądała.
- Amnezja. - stwierdziła krótko podchodząc do mnie.
- To znaczy? - zapytałem mimowolnie zerkając na leżącą metr ode mnie dziewczynę, która spokojnie bawiła się poszewką od kołdry.
- Zanik pamięci. Jest to bardzo częste po tego typu wypadkach. Szczególnie, że jej przypadek był wyjątkowo ciężki... – westchnęła ciężko blondynka. - Nie wiele pacjentów żyje po przebiciu płuca, a ona trzyma się nawet nieźle.
- A czy ona wyzdrowieje? - zapytałem mrugając kilka razy powiekami próbując powstrzymać łzy.
- Mam taką nadzieję. Niestety nie potrafię powiedzieć ci, jak długo to potrwa. - lekarka uśmiechnęła się słabo. - No i nie wiem, czy pamięć wróci w 100%, czy tylko częściowo.
Pokiwałem tylko głową i odprowadziłem blondynkę wzrokiem do drzwi. Wierzyłem w to, że będzie dobrze, ale myśl, że Victoria straci pamięć już na zawsze i to częściowo przeze mnie, doprowadzała mnie do szału.

- Halo, Louis? - mruknąłem do słuchawki chodząc po korytarzu w te i z powrotem.
- Tak, co się stało? - usłyszałem zaniepokojony głos przyjaciela po drugiej stronie.
- Victoria się obudziła, przekaż to jej mamie.
- Obudziła się? - Louis wyraźnie się ucieszył. - No to wspaniale, zaraz do was jedziemy.
I nim zdążyłem powiedzieć, że dopadła ją amnezja, on się rozłączył. Westchnąłem ciężko i wróciłem do sali.


^Victoria^
Uśmiechnęłam się lekko do chłopaka, który zajął swoje miejsce obok mojego łóżka. Byłam strasznie ciekawa z kim rozmawiał przez telefon, ale wstydziłam się zapytać. W końcu ledwo go znałam... Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Dobrze się czujesz? - zapytał skubiąc suwak od swojej bluzy.
- Tak, znacznie lepiej niż po obudzeniu. - uśmiechnęłam się sama do siebie. - Ale okropnie boli mnie tutaj. - położyłam rękę pod prawą piersią, a po moim ciele przeszedł piekący ból.
- Miałaś operację. - powiedział spokojnie Liam, odciągając moją dłoń od bolącego miejsca. - Nie ruszaj.
- Operację? A co się dokładnie stało? - zapytałam usiłując się uśmiechnąć.
- Zostałaś postrzelona, ale o tym już wiesz. Kula przebiła ci prawe płuco. Nie dawali ci szansy na przeżycie. - westchnął. - Na stole operacyjnym leżałaś przez 12 godzin, aż w końcu doprowadzili cię do porządku.
- Czyli przestrzelone płuco. Więc czemu straciłam pamięć? - zmarszczyłam czoło próbując znaleźć jakiekolwiek powiązanie między tymi dwoma rzeczami.
- Nie jestem lekarzem. - parsknął śmiechem Liam. Najwidoczniej próbował rozładować atmosferę. Byłam mu za to wdzięczna. - Ale twoja lekarka powiedziała, że to przez bliską śmierć. Na szczęście jej uniknęłaś.
Pokiwałam tylko głową odwzajemniając uśmiech kolegi.


^Louisa^
Wbiegłam do sali jako pierwsza. Zaraz za mną weszła mama Victorii, Niall, a potem reszta chłopaków.
- Tori! - rzuciłam się do łóżka przyjaciółki, aby uściskać ją przyjaźnie. - Tak się stęskniłam!
- Eee... Cześć. - dziewczyna lekko się uśmiechnęła i zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głowy. Zauważyłam, że coś jest nie tak, ale wolałam się nie odzywać.
- I jak się czujesz córeczko? - pani Violetta pogłaskała Victorię po włosach patrząc na nią troskliwym wzrokiem.
- Córeczko? - Tori spojrzała na swoją mamę dziwnym wzrokiem i odsunęła się od jej dłoni.
- Co się stało? - zapytałam szeptem Liama. 
- Amnezja. - chrząknął chłopak na tyle głośno, żeby reszta zebranych w sali go usłyszała.
Przerażona, uniosłam dłoń i zakryłam nią usta. To jakiś koszmar...! Tak długo czekałam na jej obudzenie, a ona teraz mnie nie pamięta...


^Victoria^
Kobieta stojąca przy moim łóżku, nazwała mnie córką. Naprawdę nią byłam, czy ona oszalała?
Zerknęłam na Liama, lecz on tylko skinął głową na znak, że to prawda.
- Przepraszam, ale nie pamiętam Pani... - powiedziałam cicho badając wzrokiem każdego kto stał w pomieszczeniu.
- Pani? - powtórzyła kobieta nie kryjąc smutku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak sucho musiało to zabrzmieć. No ale jak miałam ją nazwać? Ogórkiem?
- Przepraszam......cię. - dokończyłam niepewnym głosem.
Kobieta wstała z krawędzi mojego łóżka i podeszła do jednego z chłopców, który objął ją ramieniem i lekko poklepał po plecach.
- To nasza wina. - powiedział cicho Liam. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi.-Gdybyśmy zostawili was w spokoju spokojnie nie leżałabyś tutaj.
- Daj spokój Lee... - wywróciła oczami dziewczyna, która wcześniej tak entuzjastycznie mnie powitała.
- Tak jest, Louisa. - Louisa? Więc dziewczyna nazywa się Louisa? - Niektórzy psychofani tacy są. - jacy fani? O czym on mówi?
- To mogło się przydarzyć każdemu. Najważniejsze, że Tori będzie mogła niedługo wrócić do domu. - Louisa poklepała Liama po ramieniu.
Tori.... Tori... Tori? To słowo mi coś mówiło. Nagle przed oczami stanęła mi ta oto dziewczyna. Wchodziła po jakichś schodach. W pewnym momencie odwróciła się i zawołała mnie w taki sposób.
Obraz zniknął. Pojawił się inny. Pojawiła się ona, siedząca obok mnie na ławce. Śmiała się głośno z czegoś, a potem powtórzyła to jedno słowo, które namieszało mi tyle w głowie.
Mrugnęłam nerwowo powiekami pozbywając się wątłych wspomnień.
- Louisa ma rację, już niedługo wyjdziesz ze szpitala. – Liam pogłaskał mnie po dłoni.
I znowu stanęła mi przed oczami kolejna scenka. Mała dziewczynka w słomkowym kapeluszu. W ręku trzymała koszyk wypełniony truskawkami. W pewnym momencie złapała mnie za dłoń i potarła właśnie w taki sposób jak robił to Liam.
Drgnęłam gwałtownie otrząsając się z "transu". 
Kilkoro z zebranych spojrzało na mnie dziwnie.

Zaledwie godzinę później moi goście zaczęli się zbierać do wyjścia.
- Ja zostanę, posiedzę z nią. - powiedziała "mama". - Zajmiecie się Lucy, prawda?
Lucy? Czyżby moja "siostra"? 
- Nie, niech pani pójdzie i odpocznie. Przecież siedziała tu pani przez całą noc. Teraz ja zostanę. - Louisa uśmiechnęła się promiennie.
- Ja z tobą. We dwoje będzie raźniej. - chłopak nazywany przez innych Louisem stanął obok dziewczyny.
Już za chwilę w sali zostały tylko 3 osoby: ja, Louisa i Louis. Rozmawialiśmy chwilę o jakichś bezsensownych sprawach, a mi co jakiś czas coś się przypominało jacyś ludzie jakieś wydarzenia których nie mogłam zidentyfikować. Oczywiście nic o nich nie powiedziałam moim towarzyszom.
Już wkrótce  w sali zrobiło się całkiem ciemno, a zegar wybił godzinę 23. Ziewnęłam spoglądając  na Louisę, która spała w kącie pomieszczenia oparta o ramię również śpiącego  Louisa.
Uśmiechnęłam się na ten widok. Czyżby ta dwójka była parą?
Usiłowałam zasnąć.  Jednak ciągle wracały strzępki wspomnień. Strzępki które nic nie znaczyły i nic nie zmieniały…



O Jaaa, ja kocham ten gif xD
Na tyle koniec :D Pojawią się nowe postacie w zakładce :Bohaterowie" :D M.i pani Violetta, oraz bohaterki, które jeszcze nie pojawiły się w żadnej notce, ale w następnej spróbuję coś o nich napisać :D
A jak na razie papa! ^^

+ pliiiska, jeśli to czytacie, skomentujcie <3 To dla mnie very ważne xd :(